niedziela, 20 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2


Niesamowite odkrycie

Jest wczesny ranek, siedzę w salonie w milczeniu wraz ze swoimi bliskimi. Jestem zmęczona jednak nie byłam w stanie zasnąć z myślą że za kilka godzin umrę. Nie wiem co jest po śmierć jednak zbytnio się nie kwapię , aby się tego dowiedzieć, jednak to i tak nastąpi i to szybciej niż bym chciała.
Wszyscy siedzimy w zamyśleniu starając się wymyślić jakiś mądry plan działania. Z pewnością normalnie pokazała bym swoje myśli Aro lub zrobił by to mój tata. Jednak będzie tam ten nowy i wszystko zmieni. Wkurza mnie on. Nie wiem kim jest i czego ode mnie chce, co ja mu zrobiłam że zsyła na mnie śmierć. To wszystko jest strasznie pogmatwane. Najgorsze jest w tym wszystkim to że wszyscy chcą iść ze mną, mnie bronić…znowu. Jednak ja na to nie pozwolę jeśli pojawią się tam ze mną to zginą. Kiedy o tym pomyślę mam ochotę się rozpłakać. Jednak jestem silna i nie pozwolę na to.
-Która godzina?-zapytałam przerywając już za długo trwającą ciszę
-Szósta-odpowiedział mi Jasper głosem nie wrażającym żadnych uczuć i znów zapadła cisza. W pokoju znowu było słychać jedynie ciche i szybkie bicie mojego serca.
Niemalże bezdźwięczna cisza ciągnęła się dla mnie w nieskończoności nie mogąc jej wytrzymać i musiałam się zapytać o cokolwiek aby nie oszaleć.
-Która godzina?- to jedyne pytanie które przyszło mi do głowy. Nie miałam siły na bardziej oryginalne pytanie
-Prawie siódma- znów ten sam beznamiętny głos Jaspera mi odpowiedział
-Alice o której mają przyjść?-zapytałam ciotki która siedział przytulona do swojego męża z wzrokiem wbitym w jego dłoń
-Już niedługo, powinniśmy się przygotować, musimy zaczekać na tej samej polanie gdzie ostatnio- Jej głos był ożywiony i było widać zawzięcie na jej twarzy
-Wy zostajecie…ja idę- wstałam i podeszłam w stronę mamy aby się przytulic do niej na pożegnanie.
-chyba żartujesz nawet nie wiesz jak wielka ochotę mam oderwać komuś głowę…np. Aro-Emmett wyszczerzył swoje białe i równiutkie ząbki w uśmiech którego nie dało się nie odwzajemnić nawet w takim momencie.
Po zaledwie sekundzie byłam otoczona przez moją rodzinę.
-Wiecie że idziemy na śmierć prawda?-musiałam być pewna że wiedza co robią
-kochamy cię i jesteśmy gotowi umrzeć za ciebie-odezwała się Esme
-Ness czemu ty masz takie ponure myśli przecież nikt nie zginie wrócimy tu wieczorem i będziemy się jeszcze z tego śmiać- ponownie Emmett zabrał głos. Jednak po chwili znów się uśmiechną i powiedział-No na pewno nikt z nas nie zginie .-wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i ruszyliśmy w stronę drzwi.
Niecałą minutę zajęło nam dotarcie na wyznaczone miejsce i ustawienie się pozycji do walki. Wszyscy się nieco ocknęli i zaczęli prowadzić rozmowy na temat taktyki ataku. Alice właśnie kończył swoją wypowiedz kiedy nagle umilkła a jej oczy zaszły mgłą. Kiedy już do nas przemówiła myślałam że mama również  jak Esme po prostu  zemdleją, ale nie mogły, moje nogi zrobiły się miękki jak z waty i byłam przerażona.
-Widziałam jak zabijają Nessie-zapanowała cisza
Po chwili kiedy się otrząsnęłam zapytałam
-Jesteś tego pewna?-nic nie odpowiedziała jedynie kiwnęłam głową, ale i tak po chwili wyszeptała
-Tak samo jak zabija nas wszystkich że ci pomagaliśmy-kiedy usłyszałam jej słowa nie wytrzymałam i po moim policzku spłynęła łza a zadnią kolejne. Właśnie do mnie dotarło że niema dla nas ratunku i jesteśmy skazani na śmierć. Upadłam na kolana i zasłoniłam twarz dłońmi. Nie wiem nawet kiedy podeszła do mnie mama ale na ramieniu poczułam jej chłodną dłoń i zaraz obok mnie klęknęła obejmując ramieniem.
-Kochanie nie martw się wszystko się ułoży-wyszeptała mi do ucha
-Nic się nie ułoży, jesteśmy skazani na śmierć….!-wykrzyczałam wyrywając się z objęć mamy- i to wszystko przeze mnie-stanęłam na równych nogach i odwróciłam twarz do pozostałych
-Idźcie stąd! Nie chce abyście poświęcali życie dla mnie to niema sensu…słyszycie wynoście się!-krzyczałam na „ludzi” których tak bardzo kocham. Wszyscy się we mnie wpatrywali jedynie tata z dziadkiem wymienili spojrzenia.
-Carlisle…ale to szaleństwo ona nie da sobie rady-powiedział tata
-A mamy inny wybór Alice widziała jej śmierć to jest ostatnie wyjście…-przerwałam dziadkowi
-Do jasnej cholery czy morze mi ktoś wytłumaczyć o co wam chodzi?-nie dość że miałam kilometrowego doła to jeszcze jakieś zagadki
-Ja nie wiem- powiedziała mama. Również takie same odpowiedzi zyskałam od Rosali, Emmetta, Jaspera i Alice.
-Ness są na świecie rzeczy o których nawet ty nie wiesz-odezwał się Carlisle
-Typu? A w sumie nie ważne lepiej idźcie z tond bo za dziesięć minut będą tu Volturi i będą chcieli was zabić.-przestało mi zależeć i tak nie ma dla nas ratunku.
-Elfy mówi ci do coś?.-niby co teraz tatę więziło na bajki
-Przestań i co z tego że elfy małe zaczarowane stworki mieszkające w kwiatkach.-zaczęłam się bać
-I tu się mylisz Elfy istnieją i to nie są takie stworzenia o których ty myślisz-zabrał głos Dziadek
-Możesz skończyć z tymi zagadkami?!-krzyknęłam, pierwszy raz w życiu podniosłam głos na Carlisla
-Tak ale chodzicie za mną
-NIE zaraz przyjdzie Aro jak mnie nie będzie zacznie szukać was.
-Dziewczyno ja ci chcę uratować życie!-krzyknął Carlisle
-Szybko bo oni już nadchodzą –odezwał się Alice za moimi plecami. Nie myśląc wiele pobiegłam za dziadkiem i ojcem, a reszta za nami.
Biegliśmy długo i bez wytchnienia przez cały czas znajdowaliśmy się w lesie. Mijaliśmy dobrze mi znane drzewa krzewy, głazy jednak nadal nie wiedziałam gdzie zmierzamy. Często przychodziłam tu polować i znak każdy zakątek tego lasu więc nie wiem gdzie ciągnął mnie dziadek i tata tu nie ma nic ciekawego, a na pewno nie miejsce na kryjówkę.  Mijaliśmy kolejne dobrze znale mi miejsca aż przekroczyliśmy rzekę i stanęliśmy na polanie u podnóża gór. Nie była to duża polana jednak na środku rosło wielkie drzewo o czerwonych liściach które nigdy nie opadały. Zawsze bardzo mnie ciekawiło gdyż w jego korze były wyrzeźbione twarze wyglądająca jak by płakały krwią bo w miejscach oczu były głębsze zagłębienia i wypływała z stamtąd czerwona żywica. Tuż pod drzewem był mały stawik z wiecznie spokojna taflą wody. Omijałam to miejsce bo w pewnym sensie mnie przerażało jednak nie tak bardzo jak obecna sytuacja. Nie byłam pewna co chce zrobić Carlisle że mnie tu przyprowadził. Dziadek podszedł do drzewa i…przeszedł obojętnie obok niego nawet nie spoglądając na nie, a ja odetchnęłam z ulgą. Jednak była rzecz która zdziwiła mnie jeszcze bardziej, a mianowicie to że podszedł do ściany góry i delikatnie przejechał dłonią po powierzchni skały. Odwrócił się do mnie i reszty rodziny twarzą i powiedział
-To tu-i przymkną powieki
-O co chodzi?-zapytałam bo nie wiedziałam co się dzieje czy oni oszaleli
-Ness nie mamy zbyt wiele czasu, więc posłuchaj mnie dobrze-powiedział tata podchodząc do mnie- istnieje coś takiego jak świat równoległy i ty teraz tam przejdziesz. Trafisz do Śródziemia mogę ci obiecać że na pewno Volturi cię tam nie znajdzie, to jest pewne. My nie możemy z tobą tam iść musisz sama. Kochanie pospiesz się bo zaraz nas znajdą-patrzyłam tacie prosto w oczy osłupiona tak samo jak wszyscy z resztą. Nie wiedziałam co powiedzieć ani co mam zrobić więc jedynie kiwnęłam głową i rzuciłam się naszyję ojcu
-Tato dziękuje ci za wszystko tylko jak mam się dostać?-wyszeptałam przez łzy
-Carlisle-powiedział jedynie a dziadek znów staną obok ściany i powiedział coś bardzo dziwnego w nieznanym mi języku, a na kamieniu pojawił się łuk ozdobiony liśćmi bluszczu i róża na środku otoczoną gwiazdami. Ojciec pchną płytę a mym oczom ukazał się długi ciemny tunel.
-idą!-krzyknęła Alice z moimi plecami a ja odwróciłam się i podbiegłam przytulając każdego po kolei, podeszłam do drzwi i powiedziałam do wszystkich
-Dziękuję i pamiętajcie że was wszystkich strasznie kocham….wrócę niedługo-było mi ciężko mówić przez łzy.
-Szybciej- krzyknęła mama, i wbiegłam w ciemna otchłani nie wiedząc co mnie spotka na drugim końcu korytarza. Za plecami jedynie usłyszałam przesuwającego się kamienia i głos Carlisla.
-Jest tam Elf winny mi przysługę pytaj o Tha…..- o kogo? Nie zrozumiałam imienia jednak mam nadzieję że dam sobie radę
Ciemność ciągnęła się przede mną, a ja byłam coraz słabsza ze zmęczenia i od płaczu kiedy nagle…

Witam wszystkich…jeśli w ogóle ktoś jest
No i jest rozdział drugi po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieje że się wam podoba oczywiście jeśli nie to ja zrozumiem.
Zapraszam do komentowania, bardzo mi na tym zależy :D
Pozdrawiam

Elfka   

5 komentarzy:

  1. Warto było czekać! Boskie :* Świetny pomysł z tym przeniesieniem do Sródziemia i z Elfami. Bardzo mi się podoba :)
    Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy :D

    Pozdrawiam bardzo serdecznie :*

    P.S. Twoja ulubiona postać z Gry o Tron to...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm…z całą pewnością Jon Snow kiedyś lubiłam Joffreya ale to w książce bo potem to nie mogłam się doczekać kiedy w końcu zabiją tą sukę. A twoja?

      Usuń
  2. Cud miód i maliny XD Cudowny rozdział!!Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam już na kolejny:)!!!Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??; Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń