wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 1

„I co teraz?”


Czemu to musi tyle trwać? Czy ten samolot nie może lecieć szybciej? Jeszcze ta przeklęta mgła opóźnia lądowanie. Powinnam już być na lotnisku, a nadal szybuje w powietrzu. Chyba było by szybciej jak bym po prostu przybiegła z tych przeklętych Włoch.
Jeszcze wczoraj o tej samej porze byłam zwykłą strażniczką w Voltterze, a teraz jestem byłą strażniczką na dodatek ściągnął nie mającą gdzie uciec. Jestem po prostu w pułapce. Nie wiem co robić w żaden sposób nie mogę się ukryć. Czemu ja w ogóle się zgodziłam na prośbę Aro teraz mam straszliwe problemy. Jestem już zmęczona przez całą drogę nawet nie zmrużyłam oka, a to wszystko przez strach który cały czas mi towarzyszy.
Na reszcie usłyszałam te słowa na które czekałam już kilka godzin
- Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania- miły i spokojny głos jednej ze stewardess rozbrzmiał na pokładzie
Kiedy tylko wylądowaliśmy na lotnisku, w ludzkim tempie wybiegłam z pokładu, nawet nie zwracałam uwagi na to że większość pasażerów dostała ode mnie z łokcia. Przepchnęłam się przez tłum kierując w stronę drzwi wyjściowych. Przerażona brnęłam przez morze ludzi aż udało mi się dostać do wyjść. Jakie było moje zdziwienie kiedy tuż przed wejściem zauważyłam dobrze mi znane postaci. Moja ukochana rodzina był tu i na mnie czekała. Podbiegłam do nich i rzuciłam się na szyje mojej mamie, a następnie uścisnęłam resztę zebranych. Kiedy już wydostałam się z ramion Esme zaczęłam płakać co zdarzało mi się niezwykle rzadko. Płakałam chyba kiedy byłam naprawdę przerażona lub niezwykle szczęśliwa, w tym monecie towarzyszyły mi oba te uczucia.
-Co wy tu robicie….?-zapytałam ocierając łzy znów będąc w ramionach rodziców. Nawet nie skończyłam pytania kiedy tata mi odpowiedział tak banalnym stwierdzeniem że byłam niemal zaskoczona że na to nie wpadłam.
-Alice.-no tak jak mogłam zapomnieć o mojej wspaniałej ciotce.
-Czyli wszystko już wiecie?-jedynie pociągnęłam nosem
-Tak…znaczy nie do końca jest kilka rzeczy których nie rozumiemy, a wizja i plotki nie wiele tłumaczą-wyjaśnił Jasper
-A mianowicie?- po chwili dodałam- Jakie plotki?
Wszyscy milczeli, jednak po krótkim momencie westchnął i odezwał się Carlisle
-Renesmee o tamtym zdarzeniu już wie cały świat wampirów, każdy o tym wie i myśli że to ty zabiłaś Kajusza- nogi się pode mną ugięły.
Rozejrzałam się po twarzach bliskich mi osób i widziałam strach w ich oczach.
-Ale wy mi wierzycie?-przez moment zwątpiłam
-oczywiście że tak- odpowiedział zgodny chór
- Wiecie to nie miejsce na takie rozmowy, wracajmy do domu- opanowany głos Esme wyrwał mnie zza myślenia.
Wszyscy tylko kiwnęli głowami i ruszyliśmy w stronę domu. W pewnym momencie do dokoła nas nie było ani jednego człowieka więc postanowiliśmy biec jak najszybciej potrafimy. Nawet jeśli ktoś poczuł że obok niego przebiegliśmy to jego słaby ludzki wzrok nie był w stanie nas dostrzec. Po zaledwie dziesięciu minutach wbiegaliśmy do salonu. Kiedy wszyscy już dotarli zaczęło się planowanie co dalej mamy robić.
-Co ja mam teraz robić , uciekać?- byłam roztrzęsiona
-przed Volturi nie ma ucieczki- powiedział Emmett stając obok mnie i obejmując ramieniem, wszyscy wzrok mieli wbity w ziemię jedynie dziadek i tata wymienili spojrzenia.
-Będziemy…walczyć- głośno i stanowczym głosem oświadczył Jasper
-Nie pozwolę wam zginąć za mnie…nigdy!-krzyknęłam, a po policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast starłam- Nie jestem warta waszego życia
-Proszę nie wygaduj takich głupot!-zawołała mama podbiegająca i chwytając mnie w swe ramiona-chyba nawet nie wiesz jak strasznie cię kocham. Zaczęła szlochać po wampirzemu a jej oczy zrobiły się suche
Objęłam ją jedną ręką, a druga powędrowała w kierunku mojej szyi na której od dawna wisi naszyjnik od mamy.
-Nad życie…-wyszeptałam-jednak twoje życie jest cenniejsze i nie pozwolę abyś to zmarnowała, tak samo ja i nie pozwolę na to reszcie. Będę uciekać, jeśli mnie złapią pozwolę się zabić ale przynajmniej będę wiedziała że nic wam nie grozi- teraz nie panowałam nad łzami
-Spokojnie Renesmee nikt nie zginie nie pozwolimy na to jeśli oni chcą zrobić krzywdę mojej córeczce to niezdążą bo ja najpierw zrobię krzywdę im- tata podszedł do nas i przytulił
Wtulona w rodziców poczułam się bezpieczna i na moment oderwałam się od rzeczywistość i wróciła myślami do czasów kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką. To wszystko wydawało się takie odległe i nie realne, a działo się to zaledwie trzydzieści lat temu. Dla nieśmiertelnej istoty to jak miesiąc. Za to w tym momencie jest to dla mnie wiekami, bardzo długimi, zamglonymi wiekami. Jednak po chwili rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siła bo słowa które wyrwały mnie z bezpiecznych objęć rodziców były dla mnie jak bym zderzyła się z całej siły ze ścianą.
- idą tu…oni chcą zabić Renesmee.- wykrzyczała niemalże Alice która miała przed chwilą wizje
-Kiedy tu będą?- zapytał zatroskany Carlisle obejmując wystraszoną żonę
-Jutro, jutro o świcie.- wyjęczała przerażona dziewczyna
 -co teraz robimy? Carlisle jak myślisz pomogą nam znowu?-zapytał Jasper
-Nie wiem jednak ich znów nie poproszę zwłaszcza że teraz jesteśmy w stu procentach skazani na śmierć-Carlisle stał bez ruchu ze spuszczoną głową nadal przytulając Esme
W tym momencie nie czułam już zupełnie nic, nic oprócz bezradność którą było czuć i widać wokół mnie. Nawet przestałam płakać bo zaczęłam godzić się z nieuniknioną śmiercią

Hej.
No i mamy rozdział pierwszy. Jest bardzo krótki jednak kolejne będą coraz dłuższe. Zapraszam do komentowania i chciałam jeszcze poprosić o pomoc w rozreklamowaniu tego bloga. Jak byście mogły to wspomnijcie o nim gdzie nie gdzie.
Całuję
Elfka

2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział *_* oby więcej takich. Cullenowie- YEAH
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Nic dodać nic ująć :D
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń